Witajcie kochani !!!!
Jest czwartek.
A więc wypadałoby skrobnąć kilka słów.
Jest nawet o czym pisać ... ponieważ miniony weekend spędziliśmy "małą" ekipą w Bieszczadach,
a dokładnie w Berezce ok 5 km od Polańczyka .... w cudownym i urokliwym miejscu jakim jest
"OSADA WERDOŁYNA" :)
Wierch i dołyna - trochę drewna i kamieni o magicznej duszy z dala od hałasu, a blisko natury, to idealne miejsce na wyciszenie skołatanych nerwów.
dla zainteresowanych namiary poniżej:
https://werdolyna.bieszczady24.pl/
I rzeczywiście tak było.
Cisza, spokój... w koło lasy, z dala od hałasu i ludzi. Cudownie zapowiadał się ten weekend.
I w sumie by tak było do końca, gdyby nie "armagedon" żołądkowy, który dopadł najpierw mnie a potem Artura hahahaha
Ale no niestety uroki jesieni. Zaczynają się wirusy, przeziębienia i inne cuda.
Było ... i na szczęście minęło.
A wracając do Osady.
Na placu cztery chaty ... stare, wiejskie, drewniane.
Wkoło każdego domku żywopłoty i drzewka, tak więc nikt nikomu nie przeszkadza.
Na terenie osady plac zabaw dla dzieci, trampolina, miejsce na ognisko .... a w głębi ... poniżej ....
staw i chatka, w której można było w chłodniejsze wieczory posiedzieć, rozpalić grilla, pobawić się przy muzyce.
Właścicielka bardzo sympatyczna kobitka.
W pobliskiej okolicy znajdowała się pizzeria i sklep "Grześ".
Także było wszystko, czego człowiek potrzebował :)
Nie ma co tu dużo się rozpisywać.
Standardowo fotorelacja poniżej :)
I tak dotarliśmy na miejsce.
Wszyscy szczęśliwi i zadowoleni :)
A to Nasza miejscówka na najbliższe trzy dni.
Czyż nie jest uroczo ......
Zapowiada się bardzo klimatyczny weekend.
A tak prezentuje się chatka w środku
Rozpakowani.
Czas na krótki odpoczynek i wyruszamy na małe zwiedzanie.
No i oczywiście będąc w Bieszczadach najważniejszym miejsce, które trzeba tam zobaczyć jest oczywiście Solina ... i znajdująca się tam zapora.
No i najlepsza ..... mistrzyni drugiego planu
hahahahaha
Ponieważ w ten weekend świętowaliśmy również rocznicę ślubu zarówno Beaty i Włodka, jak i Magdy z Konradem .. nie mogło zabraknąć ślubnego zdjęcia.
Tylko chyba Arturowi i Beacie pomyliły się drugie połówki
HAHAHAHAHA
Ale ogólnie wyglądają uroczo :)))))
A to już mój Boczuś jako kapitan :)
No i jeszcze tak skromnie ... JA
Po szybkim obiadku nad Soliną, spacerku i udanych zakupach... czas w końcu na trochę lenistwa
i piweczko.. na które już niektórzy czekali z upragnieniem.
A to staw w Naszej Osadzie .:)
Późnym popołudniem stwierdziliśmy, że czas się jeszcze dotlenić i wybraliśmy się na spacerek po okolicy i do pobliskiego lasu.
Pół godziny w lesie.
Dwie butelki puste.
Reklamówka grzybów.
Jednym słowem spacer uważam za udany :)
A na zakończenie wieczoru - ognisko.
Było sporo śmiechu, śpiewania, nawet i po francusku ...
i wspominania tych starych utworów ...
nawet sprzed 20 lat .... ach co to były za piosenki, aż trudno uwierzyć.... ale niektóre ich słowa dopiero zrozumiałam teraz hahahahaha ;)
I tak minął Nam piątek.
Sobotni poranek przywitał Nas nieco gorzej, a w zasadzie to mnie :(
Chyba za dobrze bawiłam się dzień wcześniej i musiałam to odchorować hahahha
A tak na poważnie to rotawirus chyba, który trzymał mnie pół dnia.
Na szczęście popołudniu zebrał siły i pojechaliśmy wszyscy na małą wycieczkę.
Chcieliśmy zobaczyć i odwiedzić miejsce, gdzie wraz z Arturem i dzieciakami spędzaliśmy wakacje.
Było to ok 7 -8 lat temu w Górzance. Mała mieścina za Polańczykiem.
A tak wyglądała wtedy Nasza miejscówka.
Jak widać stoi do dzisiaj :)
Przy okazji odwiedziliśmy pobliską Świątynię, która znajduje się na niewielkim wzgórzu otoczona starymi dębami.
A to jeden z tych dębów.
Chyba ten najstarszy trzystuletni, ale i największy.
No nie szło skubanego objąć hahaha
A to już nowy przyjaciel Artura poznany w Polańczyku.
No i oczywiście jak Polańczyk to obowiązkowo obiadek w "Oberży ZAKAPIOR"
Bardzo tłoczno, gwarno ... ale wiemy dlaczego ... po prostu bardzo smacznie.
A sobotni wieczór przy kominku, ciepłej herbatce, grzanym piwku i winku.
Takie dni też są potrzebne.
No i przyszedł czas na niedziele i dzień wyjazdu.
Jak wiadomo weekend zleciał bardzo szybko, ale za to w bardzo miłym gronie.
A teraz czas na ostatnie fotki i w drogę.
No cóż było miło .... ale się skończyło.
Ale spokojnie.
W planach już kolejne wyjazdy. :)
I na zakończenie jeszcze tylko..... w drodze powrotnej do domu .....małe odwiedziny w Dolinie Będkowskiej ..... oczywiście na pierogi ... i podwójną, darmową herbatkę ;)
DO MIŁEGO !!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz